sobota, 1 października 2016

Jak sobie radzić ze stresem?

W dzisiejszych czasach stres towarzyszy prawie wszystkim i prawie na każdym kroku. Niektórzy uważają, że jest to element na stałe wpisany w dorosłe życie i należy to po prostu zaakceptować. Nie zgadzam się z tym. Jednak zanim zaczniesz czytać dalej wiedz, że stres nie jedno ma imię. Jest stres, który paraliżuje, jest stres, który zwala z nóg, jest stres, który niszczy, ale jest też taki, który mobilizuje i pobudza do działania. I to zazwyczaj od nas zależy, którą jego stronę wybierzemy. 




Moja walka ze stresem zaczęła się, gdy dostałam pierwszą poważną pracę. Zostałam w bardzo młodym wieku, bez większego doświadczenia wrzucona na bardzo głęboką wodę. Stres związany z tym był dla mnie jednak pobudzający. Jestem osobą bardzo ambitną i pracowitą. W obliczu nowych wyzwań czuję się jak ryba w wodzie. Nie potrafiłabym odklepywać te 8h w biurze i wracać do domu. Potrzebuję mieć poczucie sensu, satysfakcji, rozwoju. Niestety, to inny aspekt spowodował, że czułam się tak jakbym wpadała w czarną otchłań, a niewidzialne kleszcze zaciskały się na moim gardle z każdym dniem coraz ciaśniej, zimna obślizgła ręka obejmowała mój umysł sprawiając, że nie był w stanie odetchnąć. Wtedy nauczyłam się walczyć o siebie, o swoją godność, życie i zdrowie. Opowiem Wam jak sobie z tym poradziłam:



Przede wszystkim: wyeliminuj to co powoduje Twój stres. Czasem po prostu nie ma innego wyjścia.

To chyba najtrudniejszy, a jednocześnie najważniejszy aspekt walki o siebie. W moim przypadku był to mobbing. I bynajmniej nie mam na myśli obgadywania czy krzywych spojrzeń. Były groźby, szantaż, obrażanie, przemoc psychiczna i notoryczny opieprz za samo oddychanie. Wszystko to pomimo udokumentowanej ciężkiej i solidnej pracy. Naprawdę potrafiło dojść do totalnej psychozy i absurdów, o których na samą myśl potrafię się teraz uśmiechnąć. I całe szczęście. 

Już po pierwszych dwóch tygodniach, gdy zobaczyłam co się święci, postanowiłam nie zagrzewać tam długo miejsca. Zdecydowałam jednak dać sobie szansę. Wytrzymałam trzy miesiące. Pomyślisz, że to pewnie bardzo krótko. Jak dla mnie, to było o trzy miesiące za długo. Trzy miesiące nieustającego, drenującego koszmaru. Po podjęciu decyzji musiałam się jednak zmierzyć z utratą prestiżowej, wysoko opłacanej pracy, a więc w konsekwencji bezrobociem i poszukiwaniem nowego źródła dochodu. Wszyscy mi odradzali. Radzili, abym zacisnęła zęby. Że to pewnie przejściowe. Bo taka okazja na pewno już się nie powtórzy. Bo będę żałować. Bo gdzie ja się podzieję. I wiecie co? Po ostatnim dniu pracy w życiu nie doznałam większej ulgi. Nie żałowałam ani sekundy. Dziś moja kariera nabrała takiego kierunku i rozpędu, który odpowiada mi nawet bardziej. Dziś byłabym zapewne wrakiem człowieka, zgorzkniałym i wyładowującym swoje frustracje na najbliższych.

Jednak co zrobić, gdy Twoja sytuacja nie jest taka prosta? Polecam, mimo wszystko dążyć do tego, aby opuścić miejsce / ludzi, czy cokolwiek co jest źródłem Twojego stresu. Wiem, że takich rzeczy nie robi się z dnia na dzień. Jednak może warto trzymać rękę na pulsie - wysyłać CV do innych miejsc pracy, przekwalifikować się, a może założyć własną działalność? Jeżeli pomimo to nie chce Ci się nic z tym zrobić, masz miliard wymówek lub po prostu szkoda Ci swojego wolnego czasu, jest to jasny znak, że nie jest aż tak źle. Wówczas przekuj swój stres na bardziej wytężoną pracę, mobilizuj się do lepszego działania i unikania stresu spowodowanego np, niekompetencją czy nieprzygotowaniem. 



 Naucz się spać

Mam na myśli wyłączenie myśli. Wieczorami, przed zaśnięciem zostaw w cholerę wszelkie laptopy, komórki, włącz delikatną uspokajającą muzykę, przygaś światła, może nawet wyłącz wszystkie i zapal świeczki. Weź długą, gorącą kąpiel, a przed samym snem poczytaj lekką książkę. Może nawet taką dla dzieci - "Hobbita", "Harry'ego Pottera" czy "Baśnie Braci Grimm". Specjalnie piszę o lżejszej literaturze, bo z doświadczenia wiem, że gdy czyta się coś o poważniejszej tematyce 
(morderstwa, wojna, gwałty, polityka) niepokój może się jedynie zaostrzyć. A po co Ci to?

Tip: ponoć zapach lawendy ma działanie kojące. Warto kupić sobie żel pod prysznic o takim zapachu lub sól do kąpieli. 

Tip: warto wyrobić w sobie nawyk picia melisy przed zaśnięciem. Kubek czy dwa naprawdę potrafią zdziałać cuda.

 Zacznij oglądać "Muminki"

"Muminki" to lekarstwo na wszystko. I nikt nie powie, że nie. A jeżeli nie "Muminki" to zacznij oglądać jakikolwiek serial, najlepiej komediowy, który spowoduje, że się wyciszysz lub będziesz śmiać do rozpuku. A najlepiej to i to. Polecam "Kochane kłopoty".

 Zacznij ćwiczyć

Czasem wystarczy jeśli będzie to długi spacer. Dotleń się. Oddychaj głęboko. Nie myśl o niczym. Licz swoje kroki. Idź przed siebie. Wychodź, wybiegaj, wyskacz, wypływaj, wymachaj wszystkie swoje niepokoje i zmartwienia. Jeśli trzeba to i nawet codziennie. 

 Odstaw kawę i alkohol. Zacznij łykać magnez.

Kawa i alkohol, pomimo, że są to super sprawy, w nadmiernych ilościach wypłukują z naszego organizmu to co dobre. Jak choćby magnez. A nie wiem czy wiesz, od niedoboru magnezu można dostać co najmniej wielkiego doła, a co najwyżej nerwicy i depresji. Jeśli nie chcesz się faszerować chemią i tabletkami, jedz więcej gorzkiej czekolady (co najmniej 70%) i orzechów włoskich. Ja jem je codziennie na śniadanie, dorzucając do swojej rutynowej miski z owsianką. Różnica już po pierwszym tygodniu jest niewiarygodna.



 Zorganizuj się. Miej plan.

Nasz stres często serwujemy sobie na własne życzenie. Rano, gdy nerwowo szukamy kluczy spoglądając z rozpaczą na zegarek. Spóźniając się na ważne spotkania, będąc nieprzygotowanym itd. itp. Dlatego proponuję Ci:

- wyznacz jedno miejsce, gdzie zawsze, ale to ZAWSZE będziesz odkładać ważne rzeczy - klucze, dokumenty, portfel itd.

Tip: w swojej przepastnej torebce mam jej mini wersję, w której trzymam wszystkie klucze, kable, tabletki i inne drobiazgi, dzięki którym nie wala mi się to wszystko. Duże zaoszczędzenie czasu przy szukaniu czegokolwiek w jej odmętach.

- przygotowuj swój strój i bagaż każdego wieczoru na następny dzień - ta sama historia co wyżej. Mniej biegania, stresu i chaosu - więcej czasu.

Tip: warto przygotować sobie również coś dobrego do jedzenia, co w stresującej chwili będzie dla Ciebie wybawieniem. Może to być owoc, kanapka albo ciasteczko. I wtedy pomyślisz sobie - cokolwiek się dziś wydarzy, w wolnej chwili sięgnę po coś naprawdę dobrego.

 Zapisuj ważne rzeczy w kalendarzu. Rób listy zadań. 

Matko Bosko kochano. Jeżeli ten punkt jest dla Ciebie nowością musisz mieszkać w jakiejś pieczarze. O tym kroku huczy cały Internet. Warto zainwestować w porządny kalendarz i notatnik. W jednym zapisywać ważne spotkania, a w drugim rzeczy do ogarnięcia. Dodatkowo wydrukować sobie cały miesiąc i powiesić nad swoim biurkiem, przylepić na lodówkę - gdziekolwiek, i mieć takie spojrzenie z lotu ptaka, na to co nas czeka.

Tip: kiedy czujesz się przywalony robotą, polecam przed zabraniem się do dzieła sporządzenie listy. Nawet takiej super szczegółowej. I konsekwentnie, priorytetowo skreślać z niej zadania, jedno za drugim. I nie spocząć do póki nie będziesz na "czysto". 



Nie przestawaj marzyć

Gdy jest naprawdę źle, zatrzymaj się, usiądź i odpowiedz sobie na bardzo, bardzo ważne pytanie - czego Ty chcesz. Ale tak naprawdę. Nie czego oczekuje od Ciebie Twój szef, Twoja rodzina, nie to co powinieneś czy powinnaś zrobić. Ale czego chcesz od życia. Jaki masz pomysł na siebie. Co by Cię uszczęśliwiło. I gdy w końcu na to wpadniesz - nie przestawaj dążyć do tego. Nie przestawaj marzyć.


To by było na tyle. Dzięki, że dobrnęliście do końca. Mam nadzieję, że chociaż komuś ten wpis pomoże poukładać sobie to i owo w głowie. Powodzenia! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz