sobota, 8 października 2016

Szum informacyjny i protest

Codziennie wchodzę na facebook'a, a tam miliard twarzy, łypiących na mnie zza ekranu okiem przychylnym czasem mniej. Bilion słów, tryliardy lajków i serduszek, armie wykrzykników. W pracy muzyka na uszach dla izolacji. Nie na długo, co chwile ktoś wchodzi, wychodzi, telefon dzwoni, raz służbowy, raz prywatny, czasem na zmianę częściej jednocześnie. Biurko zawalone zaległościami. Niekończące się pytania, podejmowanie decyzji. W środku tego chaosu przyczłapie pan Mietek, przysiądzie do mojego biurka, wzdechnie głęboko i poskarży się ile to on ma dziś do roboty, że dopiero kanapkę o drugiej zje. Mi się tam kanapka nawet nie marzy... .





Wtem koleżanka wpadnie do biura na kawkę, bo akurat przechodziła. Ale nie przeszkadzam? Ale na pewno? Ja tylko na chwilę. Po pracy w muzeum biegiem do teatru. Pod jedną pachą repertuary pod drugą terminal. A po drodze jeszcze ze trzy telefony z jakąś bardzo pilną sprawą... . Czemu nie odbierasz?! Czemu nie oddzwaniasz?! I tak w kółko. Dzień w dzień.

Ostatnio mam poczucie ogólnożyciowego zalania szumem informacyjnym. Żeby nie było - sama sobie jestem winna. Codziennie muszę sprawdzić facebook, codziennie wchodzę na pudelka (jedno z moich guilty plesure). Jak mam za mało pracy to sobie dowalam, bo musi się coś dziać, musi iść do przodu. Co więcej, sama tworząc tu teksty, prowadząc social media w pracy jestem nie tylko biernym uczestnikiem tego szaleństwa, ale dokładam też swoje. 

Późnymi wieczorami zasypiam z nową Beyonce w głowie, która nie może mi z niej wyparować. Mrygam w ciemności ślepkami, zerkając to na sufit to na śpiącego obok P. I zalewa mnie wtedy fala tęsknoty i miłości do niego. Niby rozmawiamy codziennie, niby się słuchamy, każdy ze szczegółami opowiada co u niego. Często po prostu pomilczymy sobie razem, każde z nosem we własnych sprawach. Ale wieczorami czuję niedosyt. 


I wiesz co jeszcze? Brakuje mi lasu. Brakuje mi brudnej ziemi, zapachu dymu i zwierzęcej sierści. Brakuje mi bólu fizycznego. Brakuje mi zadyszki rozsadzającej płuca. 

I brakuje mi siostrzeństwa. Brakuje mi mojej Mamy, mojej siostry i moich dwóch pięknych siostrzenic. Brakuje mi mojej przyjaciółki. Tych wszystkich mądrych kobiet, które patrząc na to co się wokół nas dzieje kręcą głową z niedowierzaniem. 

Nie. Nie byłam na proteście. Ale od tygodnia ubieram się na czarno. I nie, nie jestem za aborcją. Ale to nie oznacza, że ktokolwiek może dyktować innym jak mają żyć. Bo jeśli zajdę w ciążę pozamaciczną albo poronię - nie wiem co mogłoby to dla mnie oznaczać... . I dlatego chcę czuć się bezpiecznie. Chcę czuć się otoczona opieką kompetentnych osób, które nie traktują mnie jak wór na płód, tylko jak człowieka. Człowieka który myśli, który czuje, który potrafi sam dokonać wyboru. Który ma wybór. I z pomocą innych będzie mógł dokonać tego najlepszego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz